Najtrudniejsza sesja ever.
Czasami moje szczęście aż mnie zadziwia swoim poczuciem humoru i wyczuciem czasu.
Do dupy z tym całym emocjonalnym zamieszaniem. Poddaję się. Gdyby dało się to jakoś wyłączyć, nie zastanawiałabym się, ale się nie da i kropka. Nie da się przeskoczyć swoich emocji, nie da się trwale znieczulić, wykrzyczeć, wybiegać. Obmyśliłam nową taktykę - nie wyrywam się. Nawet słowa mi uciekają. Może to jest mój wielki błąd, że właśnie tak często nic nie mówię.
Ale wydaje mi się, że czasem słowa jeszcze bardziej wszystko psują. A nie warto psuć spraw bardziej, nigdy.
Nic co zwyczajne i proste już mi się nie spodoba.
Chciałabym wypożyczyć od kogoś na chwilę spokój w głowie, sen bez schiz.
Jak można być ciągle Świrem?
I'm coming up only to show you wrong