Tak myślę sobie, co tak na prawdę jest powodem mojej teraźniejszej radości. Nasuwa mi się od razu to że teraz poczułam pewną stabilność w życiu. Nie ma takiej rzeczy od której wszystko mogłoby się nagle skończyć czy sprowadzić na złą drogę. Na niczym tak bardzo mi nie zależy bo potrafię rozróżnić marzenia od tego co jest na prawdę i chyba nic specjalnego nie dzieje się w moim życiu. Kolejny rok mam już prawie za sobą. Przyznam że był on na prawdę najdziwniejszy ze wszystkich dotychczasowych. Właśnie w tym roku, doświadczyłam najwięcej rzeczy. Coś wspaniałego... Po ciężkim okresie, przyszedł ten dobry, błogi stan w którym byłam jakaś inna, zaczarowana. W końcu, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, prawda? Odnowiłam stosunki z moimi dawnymi znajomymi i przeprosiłam osoby którym kiedyś wyrządziłam krzywdę.. Mam nadzieję że ten nadchodzący rok będzie równie ciekawy jak i obecny tyle że z mniejszą ilością łez i chwil załamania czy zwątpienia. Muszę go godnie przywitać. Ale tak na poważnie, nie wiem kiedy to wszystko zleciało. Nie zdążyłam obkręcić się na pięcie a tu już żyję niemalże świętami. Ten czas troszeczkę za szybko biegnie a ja nie chcę żyć z dnia na dzień i bawić się w monotonne tygodnie. Musze jakoś upiększyć to życie, może jednym Kimś. Ale kto to tam wie, czas pokaże wszystko więc...
2012, przybywaj, ale płyń wolniej.