na zdjęciu mój kochany pasztet - Delusia.
- masz supcio słit różowy ;p
[ej, men, zanim mnie zabijesz za to zdjęcie, zabij Sylwię, ponieważ nie byłoby tu tej fotki, gdyby Sylwia wysłała mi tę, o którą prosiłam.]
a na marginesie to wyszłaś ślicznie.
czynność przedstawiona na zdjęciu jest jedyną rzeczą, która przychodzi na myśl. schować się i odwlec konsekwencje.
/przepaść jednego spojrzenia/
wiele chciałabym napisać. jednak to, co dla samego nosiciela jest niezrozumiałym, nie jest w stanie zostać zrozumiane przez innych.
serce pojemne, jak przedwojenna wanna.
dziś zmusiłam się wstać o 8. to chyba dobrze. zaprosiłam Delfinkę i Caruśkę na herbatę, tym samym powstrzymując Je od stracenia dużej ilości krwi w zaczarowanej ciężarówce. (co by było gdyby nie ja) popołudnie spędzone w gronie kurw wędrowniczek na poboczach dróg, prowadzących do Krajenki. przez jednego z rodzicieli zostałyśmy zmuszone, by po trzydziestu minutach, spędzonych na
posilaniu się i wydalaniu, opuścić Krajenkę. najbardziej emocjonująca była droga powrotna. mowa tu oczywiście o Grzegorzu Pryszczu. (; już dziś mówię, że organizujemy grilla, na grzesiowej działce. (trawka!)
zmęczone, spragnione, ale roześmiane do granic.
nigdy nie ma końca.
możemy mieć tylko nadzieję, że sił nam nigdy nie zabraknie.