wczoraj leżałam i nagle dostałam malutkiej weny...
napisze to...
Dlazego miłośc jest taka trudna w życiu??
Mamy 2 wybory...
1. jesteśmy szczęśliwi...
2. cerpimy...
Cierpięc wbijany jest noż w serce.Jest rana.
A gdy jesteśmy szczęsliwi ta rana znika...goi sie..
Ale ślad po niej pozostanie na zawsze..
Ile jeszcze takich zadanych ciosów przede mną...?
A co stanie się, gdy moje serce nie wytrzyma??
C się wtedy stanie? Pęknie..??
I co będzie dalej..?
Jaki jest sens miłości..? po co się angażowac?
Wiem..teraz tak mówie bo jestem sama ale miłośc przyjdzie niespodziewanie..
Zakoczy mnie zapewne..
I wtedy zakocham się i zaangażuje i to powyżej nie będzie miało najmniejszego znaczenia...
Wiem że to co pisze to paradoks, ale całe życie to paradoks...
Żyjemy żeby umrzeć. Umieramy żeby się rodzić. Rodzimy się żeby żyć... żyjemy żeby umrzeć..
Jaki ma sens wogóle życie...??
noo.. to na tyle...
juz po bierzmowaniu.. chyba będę chora...
wiesz co??
w post nie można brać ślubów...
nie chce mieć wesela z jednym 0,7l i to na wierzbiu(tam gdzie bal..)
i jak ma być noc poslubna jak nasze małżeństwo będzie rekordem i będzie trwało 20 min??
ehh... dobra niewazne ;d;d;d
jestes głupi i tyle mam do powiedzenia ;d;d;d;;d
moi<33