Historie rowerowe cz. I
Z zamiarem pojechania w tę podróż nosiłem się od kilku dni. Trasa wydawała mi się dość prosta, musiałem tylko wiedzieć gdzie skręcać. Piękna pogoda skłoniła mnie do wyjazdu. Pierwszy etap, Kiszkowo - Rybno spokojnie, trochę sprintu ( w końcu był sam asfalt ). Później zaczyna się II etap, Rybno - Wyskoa. Przyznam, że pierwszy raz w życiu jechałem tamtą drogą. Więc miałem prawo na początku trochę zbłądzić. Ale znalazłem właściwą drogę*. Jakież było moje zaskoczenie, gdy polna droga zmieniła się w potężny zjazd, usiany kamieniami (pozostałości po bruku) i cały pokryty grząskim i bardzo sypkim piaskiem. Całe szczęście, że tylne hamulce były sprawne, więc spokojnie zjechałem w skrzyżowanie. Właściwie to wydmowe skrzyżowanie. Mój rower ma tendencję do błędnego działania przerzutek. Łańcuch lubi mieszać w przełożeniach i spadać sobie. A jazda w bardzo grząskim piachu przy nieodpowiedniej przerzutce nie należy do przyjemnych. Więc cierpiałem, bezowocne pedałowanie, gdy skutkiem tego był poślizg koła, bezmyślne skręcanie przez co kopałem się i ślizgałem. Ale jakoś to przetrwałem. Dalej, etap Wyskoa - Pawłowo Skockie. Droga chyba zapomniana przez wszystkich, a w szczególności przez urząd gminy. A z tamtąd widać świetnie naszą miejscowość. Etapu nie pamiętam dobrze, może poza kawałkiem asfaltu i kierunkowskazem na Bliżyce, to była po prostu jazda. Potem przez niby-las. Pod wiaduktem, i leśnymi szlakami. Najcięższy był chyba podjazd pod górkę i dojazd do Pawłowa. Ostatni etap, Pawłowo - Dąbrówka. Za Pawłowem czekała mnie niespodzianka, znów grząsko, ale droga była niesamowicie szeroka jak na mnie. Trzy samochody minęłyby się tam bez problemu. Kurz i piach. I często nieutwardzone odcinki. Gdy zobaczyłem znajomy sobie punkt przelotowy ( a właściwie to orientacyjny ) zrobiło mi się lepiej. Wreszcie wiedziałem gdzie jestem i którędy do domu. Zacząłem więc szybciej jechać. Po dotarciu, z żalem stwierdziłem, że sklep jest zamknięty. No nic, skierowałem się do mojego miejsca, azylu i mekki. Sam rajd był dziwny, przez 90% czasu nie byłem pewien, czy dobrze jadę. Nie wiem co mnie prowadziło, wyuczona trasa, białe znaki oznaczające trasę rowerową ( która imo nie powinna przebiegać przez odcinek między Rybnem a Wyskoą, gdzie niewiele osób poradzi sobie bez schodzenia z roweru. Ale polecam wszystkim tę trasę. Jeśli ktoś jej nie zna, chętnie poprowadzę jako przewodnik. Na koniec oczywiście się tej trasy nienawidzi, ale po chwili jest już przyjemnie i trasa wydaje się być miła. Pozostaje tylko ból dłoni od otarć rączek kierownicy. Ale to miły ślad po wielkiej jeździe.
P.S. Zdjęcie przedstawia rzekę Małą Wełnę. Most na wydmowej drodze.
* Drogę, którą jechałem da się określić mianem "standardowej" jak na polskie zapomniane wsie. Była tak dziurawa jak powierzchnia księżyca. Jechało się nią nieprzyjemnie i wybijało cały czas. Dodatkowo furai, to znaczy dźwięk wiatru towarzyszył na całej długości.