Rozpoczęłam pisanie tego bloga z pewną myślą.
Miało być to miejsce, gdzie będę wylewać swoje myśli, których nie umiem tak dokładnie nikomu wyjawić, a które czułam, że chce z kimś/czymś podzielić. W rezultacie otrzymałam stronę, do której dostęp mógł mieć każdy, gdzie opisywałam swoje dni. I doszłam do wniosku tak jak i poprzednim razem, że to bez sensu. Wiem, że niektóre myśli muszę dzielić tylko ze sobą. Ważniejsze mogą znajdywać odzwierciedlenie na kartkach papieru... tylko dla mnie. I dlatego piszę tą ostatnią notkę. Za kilka dni usunę tego bloga. Jest to też w pewien sposób moje rozwiązanie. Moje ostatnie przemyślenie, które tu opiszę dotyczy odejścia.
Chciałam odejśc, wyjechać, uciec, zniknąć. Nie do końca jest jasne dlaczego. Taką możliwość wiązałam z nową szkołą. Ale zrozumiałam, że ta chęć dotyczy tylko części tego wszystkiego. Bo nie umiem rozstać sie z tym życiem w tym miejscu i zacząć nowego wiele kilometrów dalej. Nie chcę robić tego teraz. Zbyt dużo planów na te kolejne trzy lata związało mnie z tym... Zbyt dużo osób. Więc to jest w pewien sposób odejście. Ale to - nic dla mnie nie znaczy. Więc odchodzę każdego dnia. Chwyć mnie za rękę i zatrzymaj...
To najstarsze zdjęcie jakie mam na komputerze. Dodane jako 31 - dokładnie tyle, ile ma co drugi miesiąc, nie licząc lutego. Można więc powiedzieć, że podarowałam Wam, czytającym to teraz, miesiąc z mojego życia. W rzeczywistości pisałam dłużej.
Zawsze pisany na początku dziś na końcu:
"Miłość niespełniona to specyficzny rodzaj nienawiści. Miejmy się na baczności przed jej ofiarą - myślącym samotnikiem..."