Po dzisiejszym poranku zaczynam sie zastanawiac nad kruchoscia zycia. Czlowiek cale swe zycie moze kochac, dawac cale swoje serce, przezywac ogrom cierpienia, ze strony tych ktorych kocha a pozniej tak poprostu koniec. A co po tym idealnym zyciu skoro i tak musimy je kiedys zakonczyc. Wiec czy jest jakas roznica miedzy kiepskim a wspanialym zyciem skoro i tak skonczy sie to wszystko tak samo?. Mysle ze mozemy jedynie wplynac na chwile ktora jest teraz by juz wiecej nie mowic "zaluje" i by innym nie tylko sobie dawac cos ze szczescia
"zyj z calych sil.."
Tak mi przykro...