kurwa, nienawidzę czegoś takiego jak wczoraj.
Pustka. Kompletne nic.
Nic nie widzę. Dookoła ciemność. Oślepłam?
Laska wskazuje mi drogę. Zawodzi.
Gubię się. Brnę coraz dalej w noc moich oczu. Staram się omijać wyboje. Tam, gdzie idę jest ich coraz więcej.
Potykam się. Upadam. Gdzie jestem? Czy to koniec wędrówki?
Kogoś wołam. Chyba o pomoc, nie wiem dokładnie.
Odpowiada mi echo. Dalej nawołuję.
Nikt nie przychodzi.
Chcę wiedzieć - kogo wołam? Kto może pomóc?
Żadnej myśli. Czekam na cud. Uświadamiam sobie, że na pomoc za późno.
Zabierzcie mnie już stąd. Chcę tam, gdzie moje miejsce.
Moje miejsce... nie mogę sobie przypomnieć. Ono istnieje? Czy też nie?
Słyszę głosy. Są coraz bliżej. Śmiechy. Obierają mój kierunek.
Czuję na karku zimny oddech. Coś muska mnie w szyję.
Co to takiego?
Ból. Rozchodzi się po moim ciele.
Raz po raz coś kopie mnie mocno w serce. Gorąca krew zalewa mnie całą.
W uszach pobrzmiewa jej szum. Targa mną niepokój. Wytężam słuch.
To chyba ludzkie nogi mnie kopią. Ale dlaczego to robią? Wsłuchuję się bardziej.
Skądś znam te głosy. One też mnie znają.
Śmieją się szyderczo. Rzucają obelgami.
Oskarżają o bycie nieszczerą z samą sobą.
Przepraszam je. Przyznaję, że nie jestem taka silna. To tylko miraż.
Dalej ze mnie kpią. Wyrzucają mi, że jestem tylko kruchą istotą, której tak naprawdę nikt nie ma na względzie.
Chyba mają rację. Opuszczają mnie na skraju wytrzymałości.
Krztuszę się. Co chwilę wypluwam ciepłą, gęstawą ciecz. Ma żelazny posmak.
Jedno życzenie.
Niech to się już skończy. Dobijam się.
Spokój.
dziś brak szkoły, ale trzeba ogarnąć zagadnienia na chemię i zapierdalać na zaliczenia. ehee
zajarałabym se bonio, ale nie mam. :<