photoblog.pl
Załóż konto

#10 Begin to Live (2)

Drętwieją mi palce od zaciskania ich na twardych podłokietnikach wózka.

Ganię się w myślach i nakazuje przestać myśleć o tym, że wracam do okropnego miejsca, a zmienić postać wyobrażenia na takie, które może być całkiem znośne. Staram się przekonać, że oni wszyscy nie są tacy źli i w gruncie rzeczy, nie chcą mi zrobić na złość. Wytrzymuję kilka sekund i w końcu parskam śmiechem. Jednak ciężko spojrzeć na otoczenie inaczej, ciężko dostrzec w ludziach coś ponad, ich lepszą stronę, kiedy doświadczyło się od nich wszystkiego, co z tej dobrej strony nie płynęło.

Bo oczywiście, że chcą mi zrobić na złość, pokazać, że mieli rację i od początku powinienem był ich słuchać. Zaciskam i rozluźniam palce, powoli tracę w nich czucie od stałego napięcia mięśni.

Mimowolnie opuszczam głowę, kiedy ktoś przechodzi obok, a ja tkwię na tym przeklętym korytarzu i czekam na rodziców, którzy uważają się za moich wybawców.

Wyglądam przez okno, lustruję otoczenie szpitala, mimo nagich gałęzi szarpanych wiatrem, wygląda dość idyllicznie. Wypogodziło się, słońce przypomniało sobie o nieszczęsnym miasteczku i znów zalewa otoczenie ciepłym światłem. Śnieg nieco stopniał, przez co mokre chodniki intensywnie błyszczą. Przyglądam się ludziom, pacjentom i ich rodzinom, jak spacerują w skąpanym słońcem parku. Przemierzają wspólnie kolejne ścieżki, cieszą się powiewami świeżego powietrza, napawają obietnicą rychłego nadejścia wiosny.  Wzdycham ciężko i staram się utożsamić z nimi, przypomnieć sobie, jak to było tak spacerować bez celu i bez trudu, uśmiechać się, zwyczajnie czerpać radość ze słońca i śpiewu ptaków.

Już niemal jestem w stanie się rozluźnić, odpuścić na moment, kiedy dociera do mnie stukot obcasów i orientuję się, że jestem w stanie poznać moją matkę po tym, jak stawia kroki. Niesamowite, że kiedy nie pozostaje ci nic innego, chwytasz się takich szczegółów, które chociaż pozornie będą w stanie ułatwić ci życie, a raczej jego resztki.

Nie odwracam głowy od szyby, nawet gdy stoją tuż obok i ojciec chrząka znacząco.

Słyszę, jak lekarz wita się z nimi daleko i dopiero spoglądam na ich umęczone, lecz na pozór radosne twarze.

Daniel zerka na mnie ukosem i przesuwa palcem wskazującym po gardle. Widzę jego podkrążone oczy i przekrwione białka. Wiedziałem, że będzie na kacu, a matka siłą go tu zaciągnie. Patrzę na ojca, oczywiście, że ma na sobie garnitur i sprawia wrażenie przejętego bardziej niż jest.

Są tak przewidywalni.

Rozmawiają o moim stanie, matka jest wyśmienitą aktorką, głos drży jej tak realistycznie, że niemal sam jestem w stanie w to uwierzyć.

Brat nachyla się ku mnie i bełkocze coś niezrozumiale, jakby mówił innym językiem, jednak matka gromi go spojrzeniem, na co marszczę brwi. Może moja gorycz tak wsiąknęła mi się w umysł, że nie jestem w stanie zrozumieć jego pierdolenia.

Odliczam, aż sam parsknie śmiechem na swoje słowa i oczywiście, nie mylę się. Oczekuje ode mnie wsparcia, reakcji, czegokolwiek, ja jednak wbijam spojrzenie w dłonie złożone sztywno na kolanach. Ciche westchnienie i jego postać przestaje mnie tak przytłaczać.  

Potem następuje jeszcze większy potok słów, padają pytania i brak odpowiedzi, aż w końcu odbywam swoją podróż wstydu, kolejną w swoim życiu. Przez cały podjazd, kiedy wciąż tkwię na wózku nie wykonuję najmniejszego ruchu, do czasu, aż muszę wsiąść do auta, wtedy się poddaję, nie zniósłbym tego, że ojciec z bratem mieliby mnie podnieść i załadować do samochodu jak bezwładne ciało. Jeszcze nie teraz.

 

Samobójstwo.

Jakże szerokie pojęcie.

Możemy uśmiercić swoje ciało i swój umysł na wiele sposobów.

Jednak w zestawieniu, często okaleczenia fizyczne są niczym w porównaniu z tym, jak ogromne wyrwy może posiadać nasz umysł. Ostre słowa, ignorancja, a czasem największym samobójstwem jest kogoś pokochać.

Pokochać zbyt mocno, to tak, jak zabić cząstkę siebie.

Dodane 31 SIERPNIA 2017
651