nie chce tego. nie było nigdy to wynikiem mojej świadomej decyzji.
nie chce tego kończyć. chociaż wbijają mi do głowy codziennie, żebym coś zrobiła. żebym nie marnowała sobie życia. chce to robić.
to jak narkotyk, wciąga. mnie wciągnęło, na tyle mocno, że zatracam się w tym bardziej i bardziej. coraz więcej pozorów, coraz mniej prawdziwej mnie. choć, od dawna nie było jej wiele.
to niesamowite, jak bardzo jestem inna. jak mniej szczęśliwa, z każdym dniem.załamuje się na własne życzenie. choć szczerze, robię to celowo. robię to po to, aby mieć jakikolwiek pretekst, do bycia nieszczęśliwą.
nie chce dla siebie niczego. moje ktoś, nie istnieje.
nie będzie miało miejsca. tak, nie można mówić, że nigdy coś się nie zdarzy. ale ja nie chce. nie jestem w stanie naprawić swoich myśli.
choć to i tak niczego nie zmieni. od momentu, w którym Cię poznałam, zaczęłam wierzyć, że z tego wyjdę. coś pękło, na tyle szybko i mocno, że sama zaczęłam wierzyć, że wyjdę z tego gówna. zaufałam.zaskoczyłam siebie. tą pierwszą, jak i ta drugą. tyle osób, mówiło, że powinnam dać sobie szansę. na normalność. na radość, i szczęście. tyle osób.
zatracałam się w tym. przełamywałam swoje zasady, konwenanse, swoje obawy przed tym wszystkim. naprawdę chciałam. naprawdę bardzo chciałam.
radością to było. momentami, chwilami. tym czego, nie da się opisać.
słowami, uczuciami, emocjami. no i co.
nic.
sama zniszczyłam to wszystko.to chyba najbardziej boli, że tyle osób, wmawiało, tłumaczyło, prosiło, chciało, wierzyło, udowadniało, że będzie dobrze. dla mnie. chciałam. myślałam.
zapisane mam wszystko w pamięci. w małych kawałkach. w niewielkich ilościach.
zostanie. będzie. choć teraz nie ma to znaczenia. było wszystkim. jestem straszna. mam tego świadomość. ale nic nie chcę.tracę świadomość. tracę uczucia. Ciebie nie ma. Nie ma i mnie. każdego dnia, ta świadomość coraz bardziej przybliża mnie do utraty świadomości, jednakże od dawna jej nie mam. omotana w ta całą chorobę, w to całe nieszczęśliwe życie, nie wiem, czego chciałeś.