gdy wszyscy inni zawodzą laptop staje się najlepszym przyjacielem i wybawcą. przez to siedzenie w domu stałam się drażliwa, a moje wkurwienie rośnie z godziny na godzinę. zauważyłam, że od słów do czynu jest baaaaardzo daleka droga. jednak ciąglę wierzę, jak głupia idotka ciąglę mam nadzieję. FUCK! nienawidzę siebie za to co robię i za to, że przez moje miękkie serce nie potrafię zebrać myśli i powiedzieć tego, co doprowadza mnie do szału. ale chyba na tym polega ta pieprzona miłość. na wybaczaniu błędów, przez które coraz częściej mam ochotę rzucić telefonem przez okno. na mówieniu miłych słow ciepłym głosem nawet wtedy, gdy myśli są zabójcze. cóż, muszę to jakoś przełknąć, przeboleć swoją naiwność. tylko ile można ? przecież chyba jest jakaś granica wytrzymałości? moja najwyraźniej się zbliża i to wielkimi krokami. póki co muszę ugryźć się w język, podnieść głowę i uśmiechać się. najzwyczajnie w świecie cieszyć się z codziennych drobnostek i czekać. czekać na to co będzie dalej. bo ja juz chyba po mału przestaję wierzyć.