Chyba umarłam.
Albo jeszcze żyję, nie wiem.
Już dawno się tak podle nie czułam.
Jakby mnie ktoś skopał i wrzucił do pralki na wirowanie.
I do tego jeszcze dwa tygodnie męczarni.
I wszędzie dookoła każdy papla o miłości.
I Gieorgij odpadł. I zajebałam w telewizor i coś trzasnęło.
I nie działa. I nie mam jak go oglądać. A z pokoju nie wyjde.
Boże, przecież on miał to wygrać do cholery!!!
Chyba zacznę zbierać puszki i sama wyślę go na ten jebany Brodway.
Pozatym w kościach mi trzeszczy, ciągle się z czymś zderzam i mam ciche dni do tego.
Przemilutko.
I niech mi tylko ktoś powie że kobiety mają lepiej.
Kurwa, jest beznadziejnie.