Gdy dzień się skończy
Ćmą się odrodzisz
Nocnym motylem
Tańczącym w płomieniach
Z kosmicznym pyłem
A ja Cię schwytam w dłonie
Utulę smutek
Łzą skropię gwałt
Przed ogniem Cię obronię
Nim łatwopalny spłoniesz
Ty ze mną jawne
Ja z Tobą senne
Przeczekam koszmary
Przeczekam mgły jesienne
A kiedy zginą mary
Z mych dłoni Cię uwolnię
Byś w bezmiar błękitu
Odleciał swobodnie