no więc tą notkę dodaję z myślą o dziewczynach. Patrycji i Klaudii.
Więc dziekuję wam dziewczyny za wszystko, za każdą wspólnie spędzoną chwilę, za te niezapomniane wypady, wspomnienia. Było ich ogromnie dużo, każde wpisało się w serce i pozostanie tam na zawsze. Tak samo jak Wy. Nadal jesteście dla mnie ważne, nadal wskoczyła bym za Was w ogień. Przykro, że nie zaufałyście mi, tylko osobom czwartym w tym przypadku. Płakałam przez to tyle razy, że już nie mam więcej siły. Przepraszam was także za wszystko. Za każde słowo, które w jakimś stopniu Was uraziło czy coś. Obiecałam was kiedyś, że mimo wszystko co się stanie zawsze będziecie dla mnie najważniejsze. I słowa dotrzymam. Mimo wszystko nie potrafię Was zapomnieć, Tylko Wy wiecie o mnie tyle co nikt inny. Nie potrafię nic wiecej napisać. To jest zbyt trudne. ;c Bardzo mi Was brakuje. Chcę, żebyście to wiedziały. Nadal kocham i jeszcze raz przepraszam ;c
Opisy.
W ostatnim czasie okazuje się, że tak na prawdę nie znam osób, których śmiem nazywać swoimi 'przyjaciółmi' . zawsze sądziłam, że są to szczere, wesołe, przyjazne osoby, jednak prawda okazuje się inna. ci 'przyjaciele' to kłamliwe, wredne małpy, które czekają tylko na mój upadek. szkoda mi tylko, że ostatnio coraz częściej zaczynam rozczarowywać się ludźmi, chociaż mam zaledwie 14 lat.
Dzisiaj patrząc na to z perspektywy czasu nie żałuję niczego. nie żałuję tych chwil, które spędziłam ze swoimi dawnymi przyjaciółmi, bo wiem że pozostały mi po nich zajebiste wspomnienia, które zawsze będę trzymała mocno w sercu. nie żałuję tego, że zranił mnie chłopak, którego uważałam dawniej za miłość swojego życia, bo dzięki niemu stałam się silniejsza i odporniejsza na wszystkie porażki w swoim życiu. nie żałuję niczego, bo teraz poznałam ludzi, którym mogę zaufać i porozmawiać o wszystkim co dzieje się w moim życiu. i może jeszcze trochę tęsknię, ale nie da się ot tak wymazać z pamięci osoby, za którymi kiedyś wskoczyłabyś w ogień.
Był to pochmurny, deszczowy dzień. przyszedł z pracy tata i poinformował mnie łagodnym tonem, że tata mojej koleżanki, dawnej przyjaciółki umarł. zaniemówiłam, przecież był taki młody, jeszcze tyle życia było przed nim. szybkim ruchem wzięłam telefon do ręki i napisałam jej sms'a, że zaraz u niej będę. wsiadłam na rower, nałożyłam kaptur i ruszyłam w kierunku jej domu. pomimo tak brzydkiej pogody, dojechałam tam w pięć minut. otworzyła mi dziewczyna, której nigdy wcześniej nie widziałam w takim stanie. zawsze uśmiechnięta, pogodna, radosne oczy, a teraz zdołowana, załzawiona, mająca ochotę się zabić osoba, jednak nie ma co się dziwić, właśnie odszedł jej najlepszy przyjaciel, tylko z nim mogła porozmawiać w domu na wszystkie tematy i zwierzyć się. złapałam ją za rękę i ruszyliśmy w stronę jej pokoju. objęłam ją mocno i nic nie mówiłam, obie milczałyśmy, a ona mogła spokojnie się wypłakać. pomimo, że już się nie przyjaźniłyśmy, dalej była dla mnie bardzo bliska i nie pozwolę, by cierpiała.
Byłam dzisiaj w parku,ot tak chciałam się przejść samotnie, przecież było tak ciepło. usiadłam na ławce i słuchałam muzyki, po chwili jednak ktoś zagłuszył mój wspaniały relaks, spokój, były to dwie dziewczyny, jechały na rolkach, widać było, że były w swoim towarzystwie szczęśliwe, a ja nagle poczułam ukłucie w sercu, łzy zaczęły mi napływać do oczu. Były to moje przyjaciółki, z którymi znałam się 7 lat, jednak później coś się zepsuło. Te dwie osoby były dla mnie najważniejsze na świecie, bo to z nimi mogłam przeżyć wszystko nie bojąc się o żadne konsekwencje, to z nimi piłam i to z nimi najlepiej mi się rozmawiało, ale to minęło. Może komuś się to wydawać dziwne, ale ja nigdy nie cierpiałam przez fałszywą i zranioną miłość, jednak przez przyjaźń bardzo często, co cholernie mnie boli.
Wczoraj przez przypadek spotkałam się ze swoją starą przyjaciółką, której nie widziałam dwa lata bo odeszła do innego towarzystwa, za którą strasznie mocno i cholernie tęskniłam, bo to przecież ona była tą najprawdziwszą przyjaciółką, której nie da się wyrzucić z pamięci. Podeszła do mnie jak zawsze z uśmiechem na twarzy i skromnie przywitała się rzucając zwykłe cześć, nie patrząc mi w oczy, odpowiedziałam jej tym samym. Przeszłyśmy się razem przez park i długo rozmawiałyśmy, na samym początku było to zwykłe rozmowy o niczym, dopiero później zeszłyśmy na temat naszej przyjaźni. - Brakowało mi ciebie przez te dwa lata - powiedziała do mnie łamiącym się głosem, jakby zaraz miała się rozpłakać, wyczułam jej strach i mocno ją objęłam, przecież jej mogę wybaczyć wszystko, nawet największą zdradę.
Znowu wszystko jest takie jak kiedyś, znowu straciłam przyjaciółkę przez swoją własną głupotę, znowu chłopak, który mi się spodobał i o którego walczyłam, odszedł równie szybko z mojego życia tak jak przyszedł, znowu rodzice mają do mnie pretensje o każdą drobnostkę, znowu płaczę codziennie bo już nie daję rady z tym wszystkim, znowu nie mam na kogo liczyć, znowu niepowodzi mi się w szkole, znowu dostaję jedynkę za jedynką, znowu przychodzą grube melanże, na których zawsze muszę być, znowu palę jednego szluga, za drugą, znowu wszystko się nie układa, no ale standard.
Zastanawiam się co się stało, że już się nie przyjaźnimy. Przecież byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, od zawsze, pamiętam, że każdy nam tej przyjaźni zazdrościł, że wiele osób nas próbowało rozdzielić, zniszczyć, oddalić od siebie, ale nie udawało im się to. Ale pewnego dnia ode mnie odeszłaś, bez żadnego wyjaśnienia, wytłumaczenia, po prostu odeszłaś, a kiedy już próbowałam to wszystko wyjaśnić, nie potrafiłaś tego wytłumaczyć. ' Nasza przyjaźń dla mnie nic nie znaczyła ' powiedziała kiedyś do mnie, nie patrząc mi w oczy . ' To smutne, że aż tak się zmieniłaś ' powiedziałam i odeszłam.
Pamiętam jak było kiedyś, nie miałam nikogo tylko jednego najlepszego przyjaciela, byłam nikim, miałam mnóstwo problemów a codziennością był krzyk i cięcie się. pamiętam ten okropny dzień kiedy z ust jego brata usłyszałam, że nie żyje. nie potrafię opisać tego co wtedy czułam, miałam wrażenie że połowa mnie odpadła, on był tą połową. w jednej sekundzie zawalił mi się świat. dalej już było tylko gorzej, kompletnie sobie bez niego nie radziłam. stoczyłam się na dno, miałam dość życia jedynym wyjściem jakie widziałam to samobójstwo. pewnego dnia przechodziłam koło kościoła, do tej pory nie wiem po co ale weszłam tam mimo tego, że nienawidziłam Boga za to, że mi go zabrał. uklękłam w ławce i szeptem zaczęłam mówić 'Panie Boże, jeśli istniejesz zrób coś, zabierz mnie stąd albo spraw żeby było lepiej, nie chcę tak żyć, nie daje rady'. do dziś się zastanawiam jak to możliwe, że w mgnieniu oka otrzymałam nowe życie i przyjaciela - Pana Boga któremu zawdzięczam dzisiejszą obecność tutaj.
Dziwnie się czuję ze świadomością, że ciebie już nie ma i nigdy nie będzie, tak na prawdę dalej nie mogę w to uwierzyć, przecież jeszcze kilka dni temu z tobą rozmawiałam, wszystko było okej.. A teraz zostały po tobie tylko wspomnienia, cholerne wspomnienia, które teraz znaczą dla mnie wszystko.
___
Klikać FAJNE.
_
Karolina.
+ kocham Was. ;c