Tak mi się nic nie chce dziś.
Aż za bardzo.
Za dużo już przbeywania z ludźmi, zaraz zacznę rzygać tęczą, gwiazdami, kwaśnymi deszczami (referat na chemię!) i Bóg wie czym jeszcze.
Zaczynam dochodzić do wniosku, że czasami zdecydowanie jestem mizantropem.
(Dla tych którzy nie wiedzą ->
Mizantropia - pojęcie ogólnie określające niechęć do gatunku ludzkiego. Nie jest to uczucie skierowane do poszczególnych jednostek, ale do ogółu populacji.).
Tak właśnie. Czuję ogromną "niechęć" do tych dziewczynek przesiadujących całe życie w starbucksie,
do tych przemądrzałych osób które zjeżdżają cię wzrokiem cokolwiek powiesz myśląc, że są lepsi;
Do wszystkich tych, z którymi muszę, a wcale nie chcę przebywać. Ghrrr.