Pewien wykładowca trzymając w ręku dwudziestodolarowy banknot, rozpoczął zajęcia od pytania:
- Czy ktoś chce ten dwudziestodolarowy banknot?
Podniósł się las rąk, lecz wykładowca dodał:
- Zanim go oddam, muszę jeszcze coś zrobić - po czym zmiął go z całej siły. - Czy ktoś nadal go chce?
Wciąż widać było podniesione ręce.
- A jeśli zrobię to? - spytał, po czym cisnął nim o ścianę, zaczął obrzucać wyzwiskami i deptać. Wreszcie podniósł zabrudzony, sponiewierany pieniądz i powtórzył pytanie. Nadal w górze było mnóstwo rąk.
- Nigdy nie zapomnijcie tego, co widzieliście - powiedział wykładowca. - Niezależnie od tego, co zrobię z tym banknotem, zawsze będzie wart dwadzieścia dolarów. W życiu często bywamy poniewierani, deptani, upokarzani i obrażani, a mimo wciąż jesteśmy tyle samo warci.
Wkleiłam ten zdecydowanie za długi opis, ponieważ na rekolekcjach w szkole ksiądz mówił dokładnie to samo. Tylko na końcy wrzucił go do śmietnika. Nadal w kościele było mnóstwo rąk...
Teraz już wiem z kąd ksiądz Marcin bierze pomysły ;D
Z Taśką !
No na "Smacznego Jajka" to już chyba za późno (a może nie?)
Ale nadal życzę mokrego dyngusa ;D