Wiem, zrobiłam źle. Dużo nie potrzebnych słów powiedziałam. Mogę się tłumaczyć, że to było w złości.
Ale czy to mnie wytłumacza? Jasne, że nie. W pewnym momencie zdaje sobie sprawę ile z daną osobą przeżyłam.
Ile razy mi pomogła, ile razy podnosiła mnie kiedy upadałam, ile godzin razem z nią spędziłam.
A teraz? Patrzymy na siebie z nienawiśćią. Jak to jest możliwe? Fakt, wszytsko się w życiu kończy.
Ale jak się z tym pogodzić? Ciągłe wyrzuty sumienia nie dają mi spokoju. Lojaność, szczerość...teraz tym się będę kierować.
Bycie zakłamaną osobą nie jest dobre, sama się przekonałam..
/i zasze najlepiej iść naprzód, nie zatrzymywać się, nie zwawracać, pomimo, jak wiele widzimy przeciwnośći, musimy się z tym zmierzyć i już.../