zdjęcie sprzed dwóch czy tam trzech lat... Słowacja w każdym razie.
jakoś tak na wspomnienia mnie może trochę wzięło, bo kiedyś było inaczej, o wiele łatwiej...
nikt nie ostrzegał, że wszystko może się tak kręcic i plątac...
zakończenie wakacji udane, owszem.
jedna noc w pksie, druga siedząc nad Wisłą, leżąc w namiocie a potem śpiąc na karimacie na klatce przez 1,5h...
jedyne zażalenie jakie mam to pogoda - można było się zatelepac na śmierc praktycznie.
ale było dobrze, bardzo dobrze. Byłam z moim kochaniem, i nie mogło chyba byc lepiej.
a jutro optymistycznie - do szkoły. jakoś nie żal mi że wakacje się skończyły. może dlatego że je pożegnałam? może dlatego, że nie miałam zbytnio konkretnych zajęc na wakacjach i nie ma mi czego brakowac, oprócz Mieszka, który spędził tu prawie całe 2 miesiace? i w roku szkolnym trudniej będzie o wyjazdy do Wawy...
chuj, jakoś to wszystko będzie, trzeba myślec optymistycznie, bo zawsze może byc lepiej.