kolejny dzień przyniósł upokorzenie,
ktoś podstawił nogę runęłaś na ziemię,
wstajesz lecz łzą upływu nie dajesz,
odwracasz się i odchodzisz,
wracasz do domu gdzie cisza panuje,
krew w podnieceniu szybciej pulsuje,
złość w skroni swoje ma odbicie,
tniesz skórę nożem, unosząc się w zachwycie,
z krwią po ręce cieknącej,
ból, złość, cierpienie, nienawiść wypływa,
do kanału ze ściekami spływa,
czujesz się czysta i wolna jak ryba,
chowasz nóż do szuflady,
rano ktoś nim chleb pokroi,
narzędzie ukojenia, odskoczni,
kolejna rana na przedramieniu,
wychodzisz z ciszy, do ludzi biegniesz,
spuściłaś szumowiny ze swojego ciała,
czujesz sie bezbronna przy nich i taka mała,
z kolejna blizną którą stworzyło cierpienie..
czy może chore zboczenie??
nie chce już patrzeć w twoją stronę,
boje sie tego co moge zobaczyć,
boje się, że w końcu życie z Ciebie uleci...
spójrz czym jest, ile radości daję,
modlić się o Ciebie nie przestaje,
znowu chowasz się pod długim rękawem,
ja wiem, kim jesteś przede mną się nie ukryjesz!
...prosze nie rob tego nigdy juz..