Kochamy ranić i rzucać słowa na wiatr
i od nowa się użalać nad sobą, który to raz?
Samotność przytłacza i pojawia się kilka zmarch,
kilka siwych i drugie tyle przepitych szans. I znowu wkurwiam się, kurwa męczy mnie stres, Swoje chore ambicje przez mandat odbija pies. Jak co wieczór z lodu, gdy błękit rozjaśnia czerń, życie nieprzewidywalne jak strop osuwa się.