Zaczynam powoli wracać do tej wersji mnie, którą zna większość. Chociaż na pewno to już nie będzie w 100% to samo, co było wcześniej. Zmieniłam się, wydoroślałam, dojrzałam. Zmądrzałam? To ostatnie to chyba akurat niekoniecznie. A to wszystko przez Ciebie, a może powinnam powiedzieć 'dzięki Tobie'? Nie wiem, raczej ma to chyba teraz niewielkie znaczenie, bo głównie liczy się ta przemiana, a to czy zaszła przez kogoś czy dzięki komuś już mniejsze. Bo między 'przez' a 'dzięki' jest różnica. Niewielu sobie zdaje sprawę z tego jak wielka. Wiesz... W końcu zebrałam się w sobie, doprowadziłam do porządku i stałam zdolna do powiedzenia sobie, że przecież życie toczy się dalej, a ja nie jestem w stanie tu nic zmienić oprócz siebie i swojego podejścia. Tak więc zmieniam po pierwsze podejście. Jeżeli zechcesz, to może się odezwiesz i wyjaśnisz mi wszystko, a jeżeli nie, to dalej będę żyć w nieświadomości i zastanawiać się, czy to ja jestem winna, czy może chodzi o coś innego. Wszystko zależy od Ciebie. Ja już nic nie mogę w tej sprawie zrobić, nie mogę Cię do niczego zmuszać. Źle. Ja nie chcę zmuszać. Mogę tylko czekać na Twój ruch. Po drugie zmieniam siebie. Wracam do tej weselszej wersji, może nie całkowicie, ale przynajmniej częściowo. Jednak mimo wszystko była ona przyjemniejsza w obejściu, aniżeli ta reprezentowana przeze mnie przez jakieś ostatnie trzy miesiące. Myślę, że będzie to korzystne zarówno dla mnie, jak i osób skazanych na przebywanie ze mną. Cóż jeszcze mogę powiedzieć? To z pewnością jeszcze nie jest zamknięty rozdział w moim życiu. Cały czas dopisuję do niego kolejne zdania. Może zechcesz jeszcze kiedyś kontynuować naszą powieść. Nie mam takiej pewności, ale nadzieja zawsze ze mną zostanie, bo jak ktoś kiedyś pięknie powiedział ,,Nadzieja ma skrzydła, przysiada w duszy i śpiewa pieśń bez słów, która nigdy nie ustaje, a jej najsłodsze dźwięki słychać nawet podczas wichury''. To właśnie ona sprawia, że nadal, pomimo tego wszystkiego, jakoś normalnie funkcjonuję. Lubię się czasem wsłuchać w tę pieśń, która mnie uspokaja i wycisza. Dla większości czytających to (o ile ktoś w ogóle dobrnął do tego miejsca) to, co piszę, wyda się jakieś durne. Ale ja już tak mam, że drzemie we mnie jakaś poetycka, romantyczna, niezrozumiana cząstka, która czasem się budzi i daje swój popis. Nic na to nie poradzę. Taka już jestem. Trzeba się albo przyzwyczaić, albo nie podejmować znajomości ze mną. Widzę, że napisałam pokaźną rozprawę, a jak siadałam do tego, to obiecałam sobie, że zamknę to w dwóch albo ewentualnie trzech zdaniach. Trudno, nie wyszło. Ty i tak pewnie nigdy tego nie przeczytasz, bo wydaje mi się, że nawet nie zdajesz sobie sprawy z istnienia tego marnego, podrzędnego blożka, choć chyba kiedyś o nim wspominałam. Ale jeśli jakimś cudem kiedyś przez przypadek tu trafisz, to może da Ci to chociażby częściowy obraz tej rewolucji, jaka miała miejsce wewnątrz mnie. To chyba wszystko co miałam do napisania. Teraz nie pozostaje mi już nic innego, jak tradycyjnie zakończyć notkę cytatem.
,,How long can you stand the pain?
How long will you hide your face?
How long will you be afraid?
Are you afraid?
How long will you play this game?
How long will you fight or will you walk away?
How long will you let it burn?''