wczoraj. tak. jeden z dni ktorych nie potrafie ocenic.. opisac. budze sie rano zeby slyszec rzeczy ktore moga zrujnowac moje doczesne zycie. robie w domu wszystko zeby bylo okej... czuje sie jak kopciuszek, a za chwile dostaje sms, ze bedzie i nagle tak bardzo poprawia mi sie humor. i rzucam to wszystko i wychodze i nie interesuje mnie nic i wiem, ze tylko z Nim chce spedzic reszte dnia. i usmiecham sie i placze i psuje mu humor i psuje go sobie i pozniej przytula i znowu zapominam o co mi chodzilo...
i nie ma nic gorszego jak oskarzac kogos o zle rzeczy i wmawianie mu zdrad w momencie. gdzie to samo dzieje sie w moim najblizszym otoczeniu. i dostaje jakichs parnoi. znowu...