Proszę mnie nie dotykać, zostawić tutaj i sobie odejść, proszę kurwa odejść, zostawić i nie dotykać.
Z pamiętnika spadającej gwiazdy:
Zdarzyło się raz, że spotkał się mój dzień z moją nocą. Dzień był prawie niemożliwy do przeżycia w stanie, w którym się znajdowałam, ale noc była mi o wiele cięższa. Miała czarne oczy i czarne myśli, jednym spojrzeniem wywoływała grozę i przygnębienie. Niosła ze sobą bagaż wielu doświadczeń... Kiedy spadała wprost na ziemię, na jedno na niej miejsce, w którym leżałam, wiedziałam, że nie uniknę destrukcyjnych momentów, a jedyne, co będę mogła zrobić, to pogodzić się z kolejnością, w jakiej przypadło mi spełniać swoje cele. Więc leżałam i czekałam. Oczy miałam zaklejone przez łzy i dobro, które skropliło się na policzku. Może nie ostatni raz... I chciałam wtedy, żeby mnie ta ciemność pożarła albo chociaż odgryzła mi serce. Chciałam zniknąć w niej albo przynajmniej się tam schować. Ale, kiedy się do mnie zbliżyła, kiedy już wisiała nad moją głową, wszystko zaczęłam odczuwać milion razy mocniej. Zabolały mnie sprawy, których nie znało światło. Pojawił się silny lęk, który potęgowały liczne zwątpienia. Miałam nadzieję, że wszystko skończy się z czasem, odliczałam sekundy w opętanych pustką myślach. Ale to nie mijało. Strach oplatał mnie mocniej i bardziej, zaczęłam nerwowo przewracać się z boku na bok, aż w końcu rzuciłam się na podłogę i zaczęłam wbijać w nią pięści, mocno, mocniej, ile sił w sobie miałam, później kładłam się zwinięta w mały kłębek byle gdzie i wykrzykiwałam nieznane mi słowa z płaczem, w rozpaczy pozbywając się włosów z głowy, czasami przegryzając wargi. W niektórych momentach musiałam usta zakrywać dłonią, dłoń wpychać w usta, usta dłonią wypychać, żeby ból z zewnątrz nie znalazł ujścia w codziennej próżni, która mnie otaczała. Krzyk mój jednak nie gasł, mimo blokady, która uniemożliwiała mu wydostanie się ze środka mnie samej. Brzmiał przeraźliwie, pamiętam.I pogrążałam się stale w nicości, a jednocześnie wirowałam gdzieś pomiędzy jedną a drugą myślą. Miałam w oczach bezsilność, a tak silny ból przebijał moją duszę. Jakby ktoś rwał ją rękoma na drobne kawałki, a później upuszczał mimowolnie na podłogę i deptał po niej bezwzględnie. Jakby ktoś wiedział, co z nią zrobić, żeby przestała być całością. Żeby przestała być potrzebna.
To była moja dusza, a moja dusza była wszystkim, co w sobie miałam. To była historia nocy niezapomnianej, niezapomnianej na dzisiaj i na zawsze. A po nocy był dzień, niejasny, niepiękny, nietaki. Dzień, w którym zmieniłam się ja i zmieniło się wszystko, co było moje. Dzień, kiedy upadałam, stawiając każdy krok. Bezduszny dzień... Pamiętam. I chyba tylko pamiętam, bo nie czuję żadnego żalu. Zdarzyło się to, co wydarza się zawsze, kiedy kończy się coś dla nas ważnego. Ból, rozpacz, niemoc, bezsilność, złość, lęk, cierpienie. Każde z tych uczucć kryje jakieś przeżycia, a każde z minionych przeżyć ma w sobie coś z tych uczuć. Jeśli ktoś jest bez uczuć, niech podniesie ręke. Jeśli ktoś nie przeżył nic, niech podniesie rękę. A teraz niech odezwie się ten, kto kiedyś też umierał duchem i niech powie, czy nie czuł tego, co ja.
.. i spadłam, jak gwiazda.