kiedy brakuje silnie słów, całuje się ciszę
Nagle uśmiech mi zamarł. O, ten wczorajszy, ten, który już tak dobrze do mnie pasował... Zniknął i uparcie go nie ma. Zastanawiam się czasami, czy muszę sobie sama tworzyć powody do smutku, jakby nie można było tego uniknąć. Mogłabym wstać. Unieść się. Móc powiedzieć, co czuję. Co myślę. Raz, jedyny, żeby wystarczyło i żeby dotarło do wszystkich i wszędzie. Ale jestem zbyt słaba, żeby przestać milczeć. Powinnam odejść już dawno. Wyjść, sprzecznie z oczekiwaniami tych, którzy na mnie patrzą. I liczą na mnie, ale nie liczą się z moim szczęściem. Czemu w tej chwili nie czekam na swoje dobro? Czemu przestałam realizować swoje marzenia? I co trudnego jest w podjęciu banalnej decyzji? Wszystko zależy ode mnie, jak zawsze, ale jak nigdy mnie to przeraża. Nie mogę nic zrobić, ruszyć z miejsca, nie mogę nawet kiwnąć palcem, a mam wrażenie, że wraz z jednym moim ruchem runie wszystko, cały świat, który ja budowałam i który budowali wszyscy przy mnie ... Dziwnie jest mi wiedzieć, że coś zależy ode mnie. I dziwnie mi nad tym ubolewać. Jakby mi powierzono supertajnąekstrahardcorową misję.I jakbym nie wiedziała, jak się do niej zabrać. Jakby miała mnie zabić. Wykończyć. I jakbym tego nie chciała. Jakbym nie chciała sta uciec, odejść, jakbym nie chciała nieistnieć. Coś się nie zagadza we mnie. Dlaczego mam w sobie tyle sprzeczności? Czasami myślę, że się boję. I ten strach paraliżuje wszystko, co we mnie wciąż jest. I przede wszystkim zmienia bieg moich myśli. Chyba też marzeń... Więc po co jest strach? Czy ja mam go w oczach? Czy on zabija? Czy Ty też boisz się strachu? Milczę. Znów nie wiem, skąd brać słowa, jak przedtem. Mam pustkę w głowie, w sercu nie mniej podobną. I staram się chociaż przez chwilę nie myśleć o nerwach. Nerwy są ... wielkie. Ogromne. Ciężkie. Bo po co mi to? Wychodzę