Zdjęcie zrobione przez Majkę, aczkolwiek obróbka wykonana przeze mnie.
Cpyknięte jakoś jeszcze w wakacje, szmat czas temu.
Wpadłam do stajni około 10, opatulona jak się tylko da. Od razu wzięłam się za czyszczenie P. brudny jak cholera, tak to jest jak nie ma go kto na tygodniu czyścić.
Bardzo lubię kiedy konie obrastają w sierść zimową, jednak kiedy je wyczyszczę cały czas wyglądają jakby były brudne, jednak misie stają się z nich niesamowite.
Wracając do P. jak zwykle musiałam pomęczyć go jego ulubionym przysmakiem-cukierkami o smaku owoców lasu-jak prosi o coś, patrzy się na mnie takim słodkim wzrokiem i podnosi nóżkę. Rude to mają sposoby, na dostanie to czego chcą.
Potem osiodłałam S. i wsiadłam sobie dosłownie na 30 minut, na więcej po prostu nie starczyło mi sił, byłam tak padnięta-czułam się strasznie nieswojo. Nie potrafiłam się skupić na prostych ćwiczeniach czy choćby na poprawnym anglezowaniu. Miałam po prostu zły dzień? A może jest to zależne od pogody? W każdym bądź razie, liczę, że odzyskam swoje siły i będę już normalnie "chodziła". O konie się nie martwię, bo one są przeważnie w miare normalne: )
Powietrze się zmieniło, już nie jest takie ciepłe i przyjemne w oddychaniu, jest zimne i strasznie szybko męczy, czego wynikiem jest mimowolne oddychanie przez usta.
Hmm, mam ochotę na zakupy końskie, jednak ostatni zakup siodła uszczuplił nieco moją kieszeń. Mam nadzieję, że na święta uda się rodzuców zaprosić na małą wycieczkę do sklepu jeździeckiego.
Trzymajcie się ciepło!