Był taki teatralny. Stanął przed lustrem w czarnym ubraniu z kwiatem w butonierce. Włożył do ust narzędzie, czekał, aż lufa ociepli się i uśmiechając się z roztargnieniem do swego odbica- strzelił.
Spadł jak płaszcz rzucony z ramion, ale dusza stała jeszcze jakiś czas potrząsając głową coraz lżejszą, coraz lżejszą. A potem ociągając się weszła w to zakrwawione u szczytu ciało w chwili, gdy wyrównywała się jego temperatura z temperaturą przedmiotów, co- jak wiadomo - wróży długowieczność.