No cóż, Znacie mnie.
Ja nie potrafie być sama. Taka już moja przeklęta przypadlość.
Przynajmniej nie czujęsięsamotna i się nie nudzę.
Na zdjeciu - ja z Arturem.
Jak to opisać?...
Facet, który podkochuje się we mnie od kiedy mnie poznal - czyt. 6 lat.
Facet, który w końcu jest staly i normlany psychicznie! Nie ma ze sobą żadnych problemów, wie co chce w życiu robić i to robi.
Kiedyś pewnie sobie zlamie kark na tych swoich górkach, co tam sobie skacze.
Ale skoro to jest pasja to niech sobie skacze.
Przy nim mogę być wredna.
Nareszcie!
Bez żadnych slodkości, sztuczności i udawania, bo to w końcu mój chlopak.
Bez problemowo mu cisę, on mi, a potem się z tego śmiejemy. I tak ja wygrywam jeśli chodzi o skalę wredoty.
Bezpieczna przystań.
Nigdy nie ma 100% pewności, że mnie nie zostawi.
Ale w jego przypadku jest ta pewnośc dużo większa.
Nie wiem dlaczego, bo on wydaje się być gruboskurnym i nie czulym facetem, ale kiedy potrzeba nutki czulości w glosie, to bez problem potrafi ją pokazać.
Bez zaangażowania, bez planów, bez milości. Bynajmniej z mojej strony.
I bynajmniej póki co.
Bo rozkochiwanie mnie w sobie idzie mu calkiem nieźle, ale i tak to za malo
Nie tym razem. Teraz nie dam się tak latwo
Pożyjemy, zobacymy.
Co będzie, to będzie.
póki co mam fajny powód żeby wracać do Konina.
Z nim nie mam czasu żeby sie nudzić (i spać!)