Ten sen już kiedyś miałam. Już śniło mi się, już czułam raz jego esencję tak dojmującej tęsknoty. Inne obrazy, inne twarze. Ale całe to zamieszanie...dotykające i wypełniające mnie uczuciem było to samo. Mam wrażenie, że do końca, że zawsze, że nigdy nie skończy się to moje patrzenie w dal, to głębokie myślenie. Tak trudno było wstać, tak ciężko oddychać ołowianym powietrzem ,tak łatwo wyjść z domu... Iść w nieskończoność i wsysać w siebie całą rdzę tego nowego dnia, plakalam I nie czułam nic prócz bólu. Tydzień tak szybko staje się miesiącem. Godzina przy kawie to tylko chwila - bum, i umyka. Pstryk - gaśnie światło. I idę, idę, idę. Idę. Gniję i umieram w rozkładzie dnia. Wtulona w ciszę poduszki zawsze zasypiam. Zawsze ciągną mnie tam do środka, tam w to ciemne miejsce, które rozdziera mnie rankiem i budzi w bólu..Nic tylko umrzeć we śnie. Mrucząc słodką nieświadomością . Boże, jak bardzo, jak strasznie bym chciała... a tu kurwa trzeba wziąć się w garść i żyć ! i niby to proste ...Nie potrafię tego...,Nie potrafię pogodzić się, powiedzieć "przecież nie kończy się świat" i milczenie i nic, tylko ja. Poza tym?Kolejne powtarzające się w kółko aż do znudzenia te same chwile.Myśli zaczęły się plątać bez celu, rozlane po podłodze jedynie one szukały sensu w tym wszystkim. 4 ściany nadal się na mnie gapią doprowadzając moją świadomość do cholernego szaleństwa. Chaotyczność czasu rzeczywistego wybiła na mej głowie swoje ciężkie piętno utrudniając spotkanie z marzeniami. Pozostanę w tych martwych odcieniach szarości, pośród negacji i wariacji telewizyjnych, w książkach i w gnębiącej mnie ciszy.
Tylko Ciebie mam i tylko Ciebie potrzębuję... <3
Kocham Cię :*