Bardzo podobają mi się te zdjęcia :)
Staram się co parę dni pstryknąć sobie nowe foteczki,
na pewno bardzo bym żałowała, gdybym tego nie robiła.
Mąż Wąż z pewnością zrobi kiedyś z nich pożytek... :D
TROCHĘ O MIŁOŚCI I JEJ ETAPACH (based on a true story :D ) .
Pamiętam, że gdy miałam 15-ście, czy 16-ście lat, to wydawało mi się, że już bardziej kochać nie mogę. Czułam w sobie ogrom miłości w najczystszej postaci. Kochałam najmocniej i najgoręcej, najadałam i upijałam się tym uczuciem. Mówi się, że te pierwsze miesiące związku są najlepsze i najpiękniejsze. I pewnie tak jest na swój sposób. Ale z czasem było to dla nas za mało. Zaczęliśmy marzyć o wspólnym mieszkaniu. Nie mogliśmy się tego doczekać, a gdy już się nam to udało, to czuliśmy się najszczęśliwsi pod słońcem. Urządzanie swojego pierwszego gniazdka, wspólne śniadania, obiady, kolacje, i noce... Wspólne wszystko. Wtedy również byłam pewna - lepiej już być nie może! Ale wtedy Robert oświadczył mi się, i przeszliśmy na kolejny, wyższy poziom. Związek był poważniejszy, bardziej oficjalny, ale absolutnie nie gorszy! Z dumą nosiłam i chwaliłam się swoim pierścionkiem zaręczynowym. Wtedy za żadne skarby nie chciałabym go oddać, i wrócić do początku związku, ponieważ to teraz było najpiękniej! Po raz kolejny byłam pewna, że już bardziej kochać nie potrafię, ale znowu! Przyszedł czas na przeprowadzkę i przygotowania ślubne, które tak bardzo nas do siebie zbliżyły. Znowu było inaczej, poważniej, ale wcale nie gorzej! I nie zamieniłabym naszego nowego mieszkanka, na to stare, chociaż było naszym pierwszym, w którym nauczyliśmy się siebie i wspólnego życia. Do którego już zawsze będziemy mieć sentyment. Nie zamieniłabym też tych stresujących przygotowań na beztroskie młodzieńcze noce. Bo teraz to myśl o ślubie była atrakcyjniejsza. Aż w końcu przyszedł nasz Wielki Dzień. Najszczęśliwszy i najpiękniejszy jak dotąd. Czy można kogoś pokochać bardziej? Bardziej mu się oddać? Odpowiedź brzmi: TAK. Da się. Wyjechaliśmy w podróż poślubną. To już nie był najszczęśliwszy dzień, a najszczęśliwsze dni, które jeszcze bardziej umocniły i scementowały związek. A po powrocie do domu, mimo tego, że mieszkaliśmy ze sobą już od tylu lat - jakbyśmy dopiero co zamieszkali ze sobą! Poznawaliśmy się na nowo, nie jako Monika i Robert, czy narzeczona i narzeczony, a jako Żona i Mąż. To naprawdę co innego. I znowu jest inaczej, znowu jest najpiękniej! I poraz kolejny pojawia się ta myśl - to już wszystko, bardziej szczęśliwi być już nie możemy. Ale wtedy pojawia się mała fasolka... I okazuje się, że kochać można jeszcze inaczej, jeszcze bardziej, i można być jeszcze bliżej siebie. Wtedy spokój, troskliwość, i przyjaźń w związku znaczą więcej niż cokolwiek innego. I to również jest cudowne. Uczucie między dwojgiem ludzi przechodzi następny etap, wskakuje na kolejny, wyższy poziom. I to wtedy jest najwspanialej. Ten rosnący brzuszek zbliża do siebie jeszcze mocniej niż przysięga małżeńska. I znowu mogłabym powiedzieć - już bardziej kochać nie mogę. To po prostu niemożliwe! Ale za jakiś czas poznam męża z zupełnie innej i nowej strony, jako ojca naszego dziecka. W końcu zobaczę tą malutką istotkę w Jego wielkich ramionach, i z pewnością serce aż zaboli mnie z miłości. Nawet teraz, pisząc to, płaczę. Jestem wzruszona i przejęta na samą myśl. I być może mimo trudu porodu, gdy już będziemy w trójkę, powiem, że był to najszczęśliwszy dzień mojego życia. Już nie dzień ślubu, a narodzin naszego dziecka. I chociaż wydawało by się, że już lepiej być nie może, że wtedy osiągniemy już naprawdę wszystko, maximum szczęścia i miłości, to pozostanę otwarta na więcej. Bo z każdym poprzednim etapem byłam śmiertelnie przekonana i pewna tego, że to już naprawdę wszystko. Z biegiem lat zmieniamy się, dojrzewamy, i to samo dzieje się z naszym związkiem. Z czasem pragniemy czegoś innego i czegoś więcej. Zdarzało mi się słyszeć, że ślub wiele zmienia na gorsze, a dzieci to same obowiązki, i niszczą namiętność. Nie wierzcie w to. Z odpowiednią osobą u boku może być zupełnie na odwrót. Nie twierdzę, że to wszystko jest takie proste i przyjemne, bo nie oszukujmy się, dorosłe życie jest cholernie trudne. Ale dopóki dwie osoby wspierają się i pielęgnują swoją miłość i przyjaźń - jest łatwiej. Razem można wszystko, i to wszystko ma większy sens. Za kilka dni będziemy świętować 9 wspólnych lat. Już długa droga za nami, i nie zawsze było tak kolorowo. Czasem było zupełnie na odwrót. Ale najważniejsze jest przetrwać te chwile. Wtedy te dobre smakują o wiele lepiej. Jeżeli mnie czytasz, to z pewnością jesteś na którymś z tych etapów, o których pisałam, albo jeszcze wcześniej. Bez względu na to, w którym punkcie swojego życia się teraz znajdujesz, to wiedz, że najlepsze dopiero przed Tobą. Piszę to z pełnym przekonaniem, ponieważ byłam już wszędzie, w tych najczarniejszych zakątkach również. Wiedz też, że jeżeli dosięgłeś teraz dna, to też jest w porządku. Naprawdę. Wiesz dlaczego? Bo niżej się już nie da, od dna można się już tylko odbić ;) Gdzie byście się teraz nie znajdowali - szczęście w końcu Was znajdzie i dopadnie. Tak jak moje wpisiki na photoblożku - czy tego chcecie, czy nie! :D Całuję Wasze parszywe mordki. 3majcie się.