Choinka. W sumie miał to być bokeh, ale obiekt się przemieścił.
Koniec tego roku, początek nowego, cieszmy się i radujmy, bla, bla, bla, a wszystko prezentuje się tak źle, że to aż niemożliwe. Mogłabym jutro zasnąć i obudzić się za rok, a nic by się nie zmieniło i nie ruszyło. Ugh, kiedy ja się w końcu wyrwę, gdziekolwiek.
Nie zakładam sukienki. Nikt nie musi się już obawiać. Chciałam, ale przecież nie mogę wam tego zrobić.
Mnie też było miło.
(Może kiedyś znajdę kogoś, kto będzie rozumiał moje wpisy. Mało prawdopodobne.)
EDIT: Mogłabym pojechać do szkoły z internatem. Gdzieś bardzo, bardzo daleko.