5.06.13
Był to przede wszystkim mój koniec.
Po szkole nie poszłam do domu, do pokoju sie wypłakać, lecz do babci. To ona mnie obdarowała w tym dniu otuchą, pocieszyła mnie, dała mi miłość, którą mi odebrano.
28.09.13
Przed spotkaniem zadzwoniłam do niej, do babci. Odebrała i była zdziwiona, bo raczej do niej nie dzwonię. Z tego powodu oczywiście na samym początku padły słowa "co sie stało?". Ja powiedziałam jedynie "babciu pomódl się za mnie". Jednak oczywiście ona martwiła sie o mnie i dopytywała sie o co chodzi, ja rownież jej powiedziałam. Ostatnie nasze słowa brzmiały tak "Babciu pomódl sie za nas, aby było dobrze" ona "dobrze słoneczko"
Po spotkaniu rownież zadzwoniłam. Ona od razu z ciekawością "no i jak było? Opowiadaj!" Ja jednak nic nie mówiłam, była cisza. "Halo?" Cisza. "Jesteś tam? Halo?". Nie dałam rady mówić. "tak" powiedzialam ledwo co.
To ona mnie jedynie pocieszała, inni wszyscy olewają to, tylko ona zwraca na mnie uwagę, na to co czuje, jak sie miewam, czy wszystko u mnie w porządku. Modli sie za mnie co noc, aby sie wszystko ułożyło miedzy nami. A wiesz co? Ja też to robię.
Tak to prawda. Gdy mamy wszystko przy sobie to tego nie doceniamy, nie doceniamy tego skarbu. Gdy juz go stracimy to wtedy dopiero widzimy jego wartość. Tak, trzeba cos stracić, aby docenić, ale to nie znaczy, że do nas znów wróci.