Dziś gapiąc się w kwadraty na obrazie ojca przyszło mi do głowy, że muszę mieć tarczę antyrakietową. To znaczy, wnioskując z tego i owego z różnych powodów mogę podejrzewać, że tarcza działa gdy tylko jest taka potrzeba. A prynajmniej że warunki klimatyczne mojego życia sprzyjały jej powstawaniu.
"Po betonowej wardze progu pełznął wielki pulsujący ślimak, wlokąc za sobą muszlę niczym spóźnioną refleksję."
Od kilku dni jednak coś się zmienia.
Czuję się jakbym lewitowała, trochę bardziej głową w dół niż w górę, a moje ciało staje się coraz cięższe, i cięższe a potem sie rozpływa zupełnie jak te zegarki dalego.
I wkurza mnie to. Wkurza mnie zajebiście.
a psychowizje może są wynikiem zbyt dużej ilości konopii indyjskich.
no dobra.
wyjeżdżam. za godzinę.
jadę do DOMU.
oh i ah.
fragment jednominutowej rozmowy z J.
-A! więc już w piątek będziesz? A to super, ja jadę do Amalki rano, ale Marysia jedzie wieczorem więc może cię zabrać....
-Julia. Ale ja narazie nie zamierzam nigdzie jechać.
(cisza)
-Aha.
a ja właściwie niewiem.