Był kiedyś taki On, napotkany jakby przedwcześnie. Dawał kwiaty, a malował jeszcze piękniejsze. Potrafił na obiad zaprosić, a sam przyrządzić smaczniejszy. Do dziś pamiętam maślane rodzynki, którymi mnie uraczył. Napisał list wyjątkowej treści, choć niewinnej, a zdolnej mnie speszyć zabawnie, przyprawić o rumieniec zakłopotania. Kaligrafowany był piękną, wyćwiczoną godzinami praktyki czcionką. Nadal tkwi na dnie szuflady mych życiowych sentymentów. Pamiętam czerwoną różę darowaną na pierwszym spotkaniu i to jak rozbawiła Go uwaga mijanej na ulicy kobiety: "Jaka piękna. Widać, że kocha". Włosy miał przyprószone śniegiem. Widzę jak wiruję na Jego obrotowym krześle, a On siedzi opodal. Rozmawiamy o naszych Dziadkach, podziwiając ich za związkowy staż, wzajemne przywiązanie i po cichu marząc o miłości na podobną skalę. Podobno byłam pierwszą dziewczyną, którą przyprowadził do domu. Choć nie była to do końca prawda... Wspólne pieczenie pierników przed świętami pachniało bardzo rodzinnie. Pamiętam życzenia urodzinowe, jakie wysłał mi smsem po pierwszym moim nie i jak waliło mi wówczas serce, a w rękach w tej samej chwili miałam książkę od Niego pożyczoną, pochłanianą dziwnym trafem ze znacznym zainteresowaniem. Zadziwiał mnie Jego upór w dążeniach do odnowy ze mną kontaktu, który napotkał na moją wyraźną opryskliwość. Na Jego nieszczęście ta po czasie złagodniała. Gdy się nad tym zastanawiam, pamiętam zaskakująco dużo. W mojej głowie, gdzieś głęboko zakopane tkwią obrazy chwil z czasu wyrwanego z życia tamtego nietuzinkowego człowieka. Okradłam Go z niego i pozostawiłam w niespełnieniu, gdzieś na początku drogi, gdzie apetyt na wiele największy. Chyba każdy ma takiego przysłowiowego trupa w szafie - osobę, którą z najrozmaitszych powodów, niekiedy nawet sobie samemu nieznanych, odrzuciło się, z której zrezygnowało się na samym wstępie, bądź już dużo później, którą mniej lub bardziej się zraniło. On jest moim trupem i niekiedy zeń wypada, strasząc mnie niewykorzystaną szansą. Czasem winię za nasze nie być, za gniewne osobno miast przyjazne razem, okoliczności niesprzyjające. Myślę - zjawił się o kilka lat za wcześnie, gdy nie byłam w stanie docenić Jego zalet, tych, których teraz będę szukać w innych. Bezskutecznie. Czy możliwym jest, że naszych ścieżek nie rozplątałam ja sama, lecz również czas, co wiecznie nie sprzyjał, oddalał mnie, rozsiewał po głowie wątpliwości i niechęć? Nigdy nie dowiem się już, jakby to było, gdybym nie wymykała się wtedy z Jego dłoni z uporem. Nie pojmę dlaczego zauroczenie zrodzone w mieście miłości, nigdy nie przeszło w szaleństwo zakochania. I całe życie, będę cicho i skrycie przepraszać, bo nie zasłużył, na to, co otrzymał. Zawsze to ja nie zasługiwałam na Niego.
J.
https://www.youtube.com/watch?v=ymZD_R-lMcc
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24