Gówniana rozdzielczość tu.
Tak się czuję - każda ścieżka, każda droga którą przejdę, każdy kolejny krok zostawia za sobą szarą smugę. I brnę tak coraz dalej, zostawiając w tyle coraz większe połacie nicości, nie odwracając się, niczym biedny Orfeusz prowadzący Eurydykę. I choć jesteśmy podobni, to tylko na zasadzie antagonistyki - on walczył z przemożnym pragnieniem obrócenia się, ja walczę, by się obrócić. By nie niszczyć brudnymi buciorami przyszłości, a odbudować przeszłość, ścieżki za sobą i pomalować je na nowo - jeszcze pięknięjszymi kolorami. On kroczył pchany bezgranicznym oddaniem, miłością, wiedząc, a jednocześnie nie będąc pewnym obecności lubej kilka kroków za nim. Ja zaś kroczę zupełnie sam. Każdego dnia tocze zacięty bój wewnątrz siebie, dzieciak kierowany prostym pragnieniem szczęścia i cyniczny facet, rządzący się jedynie egoistycznymi pobudkami. Łudze się tym, że w skalanej niewinności jest naprawdę siła - żyła prawdy w idealizmie nieskończonej percepcji, tylko po to, by za chwilę odrzucić te rozważania pochłonięty próżną realizacją nieosiągalnych pragnień~~