stoję na wprost tłumu i mam jedyną szansę żeby o tym opowiedzieć ale mi się słowa zawijają jak ogon jaszczurki i sznurują przełyk tłum jest rozumny i dostrzega mowę ciała moje ręce zawinięte w drżenie pulsujące pod skórą altarie żył i tętnic i w końcu samo mięso gniazdo zarodek wszechświat wszelkiego stworzenia krwisty stek mojego serca organ w fazie rozkładu otwieram usta a z ust węże fałszywe konstrukcje obślizgłe z jadu i lęku kwaśne jak zapach zgnilizny jesteś moim piętnem wyrysowanym na wewnętrznej stronie powiek i na zewnątrz jak blizny jak trąd i choć mnie ktoś trzyma przez chwilę pod rękę to ja się gubię bo jedyną perspektywą jest perspektywa zbiegu zbiegów okoliczności w okolicy ciebie jestem zbiegiem ale nie ucieknę