Niech droga mojego serca się w końcu wyprostuje i obierze sobie jeden tor. Już taki bez rzek i zarwanych mostów, jakim podążam do tej pory, bez rozgałęzień i autostrad.
O sobie: Ręce mam teraz bardziej spokojne.
Do miasta już tak się nie rwę.
Wciąż lubię wiatr i trochę czytam.
Myślę o śmierci, zanim zasnę, bo to jest, być może, powrót.
Jestem wciąż niejasna, niesyta.