wreszcie noc pełna snu, wreszcie dzień pełen słodkiego lenistwa. Uwielbiam wstawać w południe. To najlepsza pora na pobudkę, powrót do rzeczywistości. Tylko czasem sny są skrajnie idiotyczne. Weźmy np. ten ostatni. Pomijając dwie wcześniejsze historie - wracam pociągiem z Krakowa do domu. Wiozę ze sobą ogromną walizkę i torbę z komputerem i innymi ważnymi rzeczami. Całą drogę moją głowę pochłania myślenie o dupie Maryni i o innych rzeczach wagi najwyższej. Nagle - budzę się na swojej stacji, targają mną sprzeczne emocje, postanawiam wysiąść. Gdy jestem tuż za bramą ogromnego dworca w mojej miejscowości, gdzie poza samym dworcem jest ogrom budynków związanych ściśle z pkp - zakłady produkcyjno-remontowe, pełno torów, rozjazdów, "parkujących" pociągów itd. (których w rzeczywistości nie ma i nigdy nie będzie) - nagle uświadamiam sobie, że zostawiłem wszystkie swoje rzeczy. Postanawiam znaleźć kogokolwiek kompetentnego ażeby mi pomógł w tej kryzysowej sytuacji. Początkowo bezskutecznie - pomimo całego gwaru, huku, nadjeżdżających i odjeżdżających pociągów obiekt pkp jest pusty. Wreszcie trafiam na robotnika w wielkiej hali i ze łzami w oczach próbuję przekonać go do tego żeby mi pomógł. Na nic się to zdało. Po długiej dyskusji usłyszałem zaskakującą, przesączoną szyderstwem puentę : "następnym razem przewoź bagaże przesyłką konduktorską".
Obudziłem się oniemiały ale wesoły i zastanawiałem się jak to możliwe, że sen może być tak realistyczny a zarazem ironicznie śmieszny.
Z ostatnich ciekawych wydarzeń dodam jeszcze jedno. Może zapowiedź, których było już dziesiątki. Wszystkie niespełnione. Ostatniej nocy po odwiedzinach u koleżaneczki z liceum zostałem niejako zmuszony do ponadgodzinnego spaceru. Niejako, bo miałem wybór - czekać samotnie godzinę w ciemną noc na autobus, albo wziąć taksówkę i wydać krocie. Dziwnie wyszło i zdesperowany wybrałem zupełnie inną opcję - a może dziś piechotką? Raz się żyje, wyruszyłem bacznie,ale dyskretnie obserwując całą okolicę. Według wszystkich wpojonych zasad poruszania się samemu w takich okolicznościach, trzymałem się blisko ludzi, a miałem szczęście, bo tych było wyjątkowo dużo. To był spacer szybkim krokiem, ale jednak udało mi się bezpiecznie samemu przejść kilka kilometrów. Pomyślałem, że to może dobry początek przejścia na inny, ostatnio bardzo modny tryb życia - papierosy mi coraz bardziej nie smakują, kondycji zero, wreszcie czas, okoliczności i co najważniejsze motywacja do tzw. zdrowego trybu życia. Ograniczam palenie, kofeinę i zaczynam powoli, ale stopniowo wykonywać jakieś proste ćwiczenia fizyczne - na początek u siebie. Mam nadzieję że nie skończy się na chęciach. Czas pokaże.
Droga Lenii,
kilkanaście razy próbowałem wyjaśnić Ci powód takiego sposobu pisania moich notek. Za każdym razem owo wyjaśnienie było bez sensu w moich oczach. Z całą pewnością masz rację, takich rzeczy nie czyta się łatwo. Postaram się następnym razem dostrzegać i opisywać rzeczy pozytywne, optymistyczne , jednak obiecać tego nie mogę.
Dlaczego? Bo to dla mnie przede wszystkim BLOG - dziennik, pamiętnik. Chociaż większość wpisów jest depresyjnych, to jednak obraz wydarzeń w moich oczach na końcu dnia, czy streszczenie sytuacji trwających dłużej. Nie umiem robić dobrych zdjęć, nie mam do tego sprzętu, nie oczekuję wychwalań za piękno języka (którego nie dostrzegam, czyli którego nie ma) a chcę wyrzucić z siebie to co mnie boli i liczę na jakieś popozycje, pomoc czy zrozumienie. I właśnie z tego powodu nie zamierzam dopuścić do swojego bloga kogokolwiek kto mógłby mnie znać w rzeczywistości. Jednocześnie (być może to hipokryzja) nie chcę żeby ktokolwiek, kiedykolwiek poczuł się skrzywdzony przez te teksty, czy przez nie pokazywał się w czarno-białych kolorach.
Jeśli moje wpisy wywołują taki efekt u Ciebie - proszę usuń mnie ze znajomych i nie czytaj tego więcej. ( Oczywiście domyślam się Twojego aktualnego stanu psychicznego i nie zamierzam sobie przypisywać tej za przeproszeniem """"zasługi"""")
A kiedyś, gdy wreszcie będę w jakimś błogim stanie i zacznę zamieszczać zdjęcia z wybranką, pisać same bezsensowne notki z całusami na poziomie 13-latka, wtedy Ci przypomnę o sobie i w tej - całej też nie do zniesienia otoczce pochwalę się swoim szczęściem.
Bez względu na Twoją decyzję trzymam za Ciebie kciuki i mam nadzieję, że się wszystko zakończy się tak jak powinno ( czyli dobrze, bo innej opcji nie ma). Jednocześnie chciałbym podziękować za ten "wspólny" czas i za komentarze które często były porażająco skuteczne i dawały do myślenia. Za to Ci serdecznie dziękuję.
Z wyrazami szacunku,
Artur
wiecie kiedy kobieta jest jak słonecznik? Gdy jest pełna nasienia