Kamila mi poradziła żebym się rozpisała to się rozpisuje ;-
Wiem jaki był największy błąd. Kochając Go oddałam mu całą siebie.Tak pokochałam go jak nic wiecej.Nie wyobrażam sobie kochać kogoś lub coś bardziej. Jednak to było puste, nieprawdziwe. Nic nie było prawdziwe; żadne słowo, żadnen gest.Wszystko było wyćwiczone, zawsze umiał bajerować. Pff. Kiedy Go pseudo straciłam, straciłam też siebie i całą miłość do wszystkiego. Nie umieliśmy się pożegnać. To błąd. Hehs. Znikanie to ma wyćwiczone. Zrywał kontakt, z dnia na dzień przestawał się odzywać, a że nigdy "nic" nas nie łączyło nie mogłam od Niego nic wymagać. Każde słowe, które wypowiadał bolało. Znosiłam to, nie umiałam się obrazić, wszystko Mu wybaczałam, żeby tylko czegoś nie zepsuć.Ale zawsze coś się psuło. ZAWSZE obarczałam winą siebie. Za każdym razem uważałam, że to moja wina, że nie jestem taka jaką On by kochał.Teraz wiem, że nigdy Nic dla niego nie znaczyłam, że byłam jedną z tych na zapas, z którą fajnie pogadać, spotkać, rozwalić życie, ale nigdy nic więcej. Teraz nic już nie zostało tylko pustka. Pustka, która wypełnia mnie i każdy dzień. Nic nie ma sensu.Najgorsze jest to, że tak długo wierzyłam, że to jeszcze nie koniec, że jeszcze wróci, że znów będzie jak wtedy. To nie pozwalało mi iść dalej, a trzeba żyć. Życie jest pełne niespodzianek, trzeba być gotowym na nowości, nie można żyć przeszłością. Wiele straciłam, nie dostrzegając tego. Nie widziałam wartości tego, bo nic nie miało sensu. Wmawiałam sobie, że nie można mnie kochać, że ja nigdy siebie nie pokocham..., a skoro w to wierzyłam tak się działo. To smutne, że wiem ilu mam wspaniałych przyjaciół czułam się tak okropnie samotna, wiedząc, że mimo najszczerszych starań, nie umieli mi pomóc. Nikt nie umie, nikt nie może. Sama ciągnęłam siebie na dno, zataczając tylko koło.Szłam na "łatwiznę". Te stany obojętności, bo skoro nic nie ma sensu to po co żyć, a skoro ja jestem tak beznadziejna to trzeba mnie wyniszczyć. Idąc to najprostszą drogą na dno doszło do chwil kiedy nie mogłam patrzeć na siebie w lustrze dostrzegając to jak bardzo się zmieniłam.Czym się stałam.Pogubiłam się. Ze wiele błędów będę płacić, ale czy było warto? Czy On jest teraz szczęsliwy? Nie wiem. Z jednej strony bardzo chciałabym żeby był, a z drugie chciałabym żeby poczuł chociaż przedsmak tego co ja czułam nie śpiąc kolejną noc i myśląc o tym jak bardzo to wszystko boli.
Ale to nieważne. To przeszłość. Każdy z nas ma swoją historię. To od nas zależy jaką rolę w nim odegramy. I nigdy nie jest za późno na to by ogarnąć się, spalić całą przeszłość, zacząć żyć tym co ma się tu i teraz (i doceniać to) i tak jakby się chciało.
DOBRANOC.