Fot. Taiffun, sprzętu użyczył Oskar, lokacji Cytadela. Żalki, płaczki, nazgule, dementorzy czy śmierć. Wszystko co pod kapturem i w czerni wazy. Szkoda że trochę prześwietlone (a może nie?), ale i tak apetyci na własny aparat.
Ołówek gdyby mógł krzyczałby. Każdy komu odgryza się głowę krzyczałby. Jak nie rysikiem do kartki to drugim końcem w szczękę. A kartka gdyby mogła wiłaby się. Każdy komu obiecać cuda, orzeszki, miód i pieszczoty a następnie pozostawić samemu sobie wiłby się z niedoczekania. A ja męczę się nic nie robiąc. Każdy z krzyczącym niemo ołówkiem między kłami i pustą kartką wijącą się w bezruchu na zimnym blacie biurka męczyłby się nic nie robiąc, nie licząc tortur górnej części pisadła. Metaliczny smak, to już rysik. Tylko kosz z okrągłym uśmiechem pochłania drzazgi i zmiętek arkusza pomazanego żeby nie wyrzucać zupełnie czystej powierzchni piśmienniczej. Może też powinienem tam się znaleźć, wskoczyć za nimi, a nawet zakopać się głębiej jako główny podejrzany i zresztą absolutnie winny całej tej niedoszłoliterackiej farsy? Zamykam z trzaskiem radosny rozziew śmietnika, zmniejszając natężenie wrzasków dochodzących z wnętrza autorstwa zatemperowanego nieomalże z dwóch stron drewienka i podskoków za które odpowiada rozczarowany już, ale jeszcze nie do końca pogodzony z sytuacją roztrzęsiony świstek. Nerwowe szepty w szufladzie z makulaturą i pojemniku przyrządów piszących nasilają się. Obydwie społeczności wybierają kolejne ofiary. Strona w pięciolinie i fioletowa kredka, niczym dwie dziewice na weekend dla smoka wawelskiego lądują na beznamiętnym blacie, miejscu egzekucji. Poprzedni pochowani uspokoili się już, grób stoi jak należy, bez odgłosów ani spazmów potępionych. A fioletowa kredka i strona w pięciolinie jeszcze mają cierpliwość na nadzieję aby nie krzyczeć ani nie drżeć. Przejściowa cisza między realizacjami kaźni.