Chillout

Hurra, hurra...

Bóg postanowił wysłać zwiadowcę na ziemię aby ten sprawdził jak się uczą studenci. Gdy anioł wrócił z przeszpiegów, zdaje raport.
- Medycyna się uczy, spożywczak i politechnika piją...
Po miesiącu Bóg znowu wysyła anioła a gdy ten wraca mówi:
- Medycyna kuje, spożywczak się uczy a politechnika dalej pije...
Tuż przed egzaminami Bóg znowu wysyła anioła a ten gdy wraca oznajmia:
- Medycyna ryje, że aż huczy, spożywczak kuje a politechnika się modli.
Na to Bóg: I politechnika właśnie zda!

A maturzyści masowo pielgrzymkują do Częstochowy. Maciej nakreślił mi jedyny sensowny sens takiego działania - wyciszenie się. I o ile zgadzam się z takim pomysłem, tak oceniam że dotyczy on mniejszości. Dla większości jest to po prostu okazja do wycieczki, bo w modlitwę o maturę nie chce mi się wierzyć z powodu jej naiwności. Nie odrzucamy jednak, niczym z powyższego dowcipu. Aż ostatnim najciekawszym powodem który usnułem jest oderwanie się, przerwa od nauki - wyjazd staje się niejako usprawiedliwieniem, którego gorliwy maturzysta nie potrafiłby wydać sobie sam - "dziś dzień chillout, nic nie robię". Niech żyje potęga umysłu.

Konspekt sklecony w paręnaście minut, zadowala w pełni, nie ma to jak fajny temat. Szkoda że nie mogę palnąć na prezentacji niczym polonistka do nas "a wy co na wykład przyszliście?". Liczę w głebi mózgu jednak na to że jest na tyle inteligentna że zdaje sobie sprawę z zapchajdziurstwa i zbędności lektur. Swoją drogą, proces Kafki mnie nużył monotonią absurdu, Tango Mrożka o wiele ciekawsze. Oczekiwanie na egzaminy nudzi tak mocno że sięgam po książki. Tia, ofiara opisywanego powyżej sumienia. Ale wciąż nie czytam tego co mi się nie podoba, czego nie lubię. Freedom! ;]