leżę jak neptek, czuję się koszmarnie, bolą mnie plecy, nogi, cały pas biodrowy, przy każdym ruchu głowy diabelnie mnie strzyka. idę jutro do lekarza. nie ma siły na nic. leżę, smarkam i płaczę, na zmianę. totalnie nie wiem co mam ze sobą zrobić. powinnam iść spać, ale to wymaga tyle siły, odłożyć laptopa, wstać i pójść zgasić światło... a ja ręką nie mam siły ruszyć.
a jutro impreza na UTP-andrzejki. mhm, już siebie widzę, jak później Moń odwiedza mnie w Juraszu ;f nieeee, emigruję. do Siuda. tam cisza, spokój... tam jest dobrze.
bo w tej chwili właśnie Paweł jest osobą, której potrzebuję. jego ciepła i bliskości. jego uśmiechu i poczucia humoru. jego obecności i świadomości, że z nim nic mi się nie stanie. ale nic to, muszę poczekać do jutra.