nienawidzę samotności. siedzę sama w tym pustym akademiku, cisza dokoła, a mnie kurwica strzela. nie potrafię zebrać myśli, nie umiem się ogarnąć, nauka mi nie wchodzi. zamulam. tak, samotność zdecydowanie jest mi obca. i zdecydowanie jestem człowiekiem pragnącym bliskości drugiego człowieka. trzeba było iść na imprezę. wyszłam jednak z założenia, że skoro zostanę-zrobię wreszcie coś konstruktywnego. no chyba jednak nie. bo nie dość, że nie (z)robię NIC, to jutro i tak będę spała do południa (jak po imprezie), bo wyspałam się dzisiaj (wstałam o 13) i za cholerę spać mi się nie chce. o kant dupy potłuc taką robotę!