Ten tydzień jakoś nie miałam weny do utrwalania makijaży, to po pierwsze.
Po drugie, mój laptop się popsuł (prawdopodobnie coś go zaatakowało) w żaden sposób nie mogę otwierać zdjęć.
Po trzecie, po raz setny muszę radzić sobie bez aparatu - stąd ta jakość.
Błagam Was: wyobraźcie sobie, że patrzycie na zdjęcie zrobione świetnym aparatem, w dodatku przycięte tam gdzie powinno itd. Poza tym, pomyślcie, że kolor zielony widoczny na zdjęciu w rzeczywistości jest naprawdę wyraźny, a brązowy (tak właściwie brązowo złoty) naprawdę nadaje coś ciekawego oku. Piszę Wam to, mając przed oczami lusto, więc spokojnie możecie wierzyć :)
Ponadto pogoda niepozwala na wyjątkowo mocne akcenty. Z razji żaru lejącego się z nieba wszystko po prostu by spłynęło. A póki co wyjeżdżam już jutro i mam zamiar odpocząć od toksyn znajdujących się w tapecie ;)
Pozdrawiam :)