Dzień przed Wigilią, Sam jutro jedzie do rodziny, więc jazda odpada. Postanowiła wybrać się w teren na Mestorii. Ogarnęła się w miarę, a zbiegając ze schodów zatrzymała się przed lustrem
"Nie wyglądam aż tak źle" po czym pobiegła do stajni.
Konie jeszcze spały, no w sumie było około 6 nad ranem więc trudno się dziwić. Dziewczyna jakoś wywlekła klacz z boksu i zaczęła ją czyścić, nie była specjalnie brudna - chwała Bogu - no to teraz kopyta - i tu zaczęło się...
Sam podnosiła nogę i klacz od razu się na niej opierała, kolana uginały się pod dziewczyną więc czyściła na raty. W końcu po około 40 minutach klacz wyszła ze stajni czysta i osiodłana.
Rozległo się szczekanie, okazało się,że suczka Sam - Sevilla uciekła z kojca(Pieska przedstawię na końcu) i postanowiła się przejść razem z panią.
Cała trójka szła, a właściwie truchtała spokojnie po leśnej ścieżce, póki klacz nie zaczęła się dziwnie zachowywać. Dziewczyna lekko przestraszona rozejrzała się w około, ale stwierdziła, że nic tu nie ma, a przy najmniej tak myślała. Klacz przekłusowała zaledwie kilka kroków i zza krzaków wyskoczył wilk rzucając się na nogi Mestori.
Klacz rzuciła się galopem w przeciwną stronę, Sam pogubiła wodze, próbowała mniej więcej ogarnąć całą sytuację.
CDN.