HDRowa przeróbka, trzeba próbować nowych rzeczy. Z jakiegoś dziwnego powodu mi się nawet podoba, tylko nie do końca w tej photoblogowej jakości...
Gabsz!
O bosz, bosz. Sama nie wiem ile razy zabierałam się do nowego wpisu w ciagu ostatniego tygodnia.
W końcu doświadczyłam w Krakowie jakiejś cząstki tego, czego od niego chciałam. Dzięki warsztatom terenowym, za które jestem uczelni przecholernie wdzięczna <3.
Powoli się układa, chociaż wizja sesji, egzaminów... nieważnenieważne.
Więc sytuacja już o wiele lepsza.
Mieszkanie z K. - herbatki, kisielki, monte, sałatki owocowe, lody = cudowny lek na samotność, tyyle nowych znajomości i jeszcze więcej gości (trzeba dokupić talerzy i pościeli!), środowe wieczory, głębokie rozważania, oczekanie na święta, ambitne plany, okazjonalnie śmieciowa telewizja, zawsze zdrowe jedzenie [masterchefowanie] i w ogóle świetne dobranie mieszkaniowe <3.
Poza tym jesenny Kraków, stare miasto, pokazują swój urok przy ładniejszej pogodzie i tym świetnym wietrze. Turyści codziennie przed zajęciami: wszędzie. Nudne i ciekawe wykłady, i [czasem] nawet jakiś dziwny, nowy zasób motywacji do nauki języków.
A teraz wizja długiego weekendu (choć częściowo z nauką) i może przeczytania sobie czegoś, bo jest jesień, więc znowu mi się chce nowych światów.
Odczuam ulgę. Jednak dało się przywyknąć. A nawet polubić (częściowo).