No to jest wkurwiające. Może nie powinnam czuć się jak pępek świata,
ale czasami myślę, że tylko mnie to spotyka. (Tak, wiem, że tak nie jest,
ale w takich chwilach człowiek się nad sobą użala jak pojebany.)
Jak jedne sprawy się układają, to pierdolą się drugie.
Odnajdujesz miłość - 'przyjaciel' okazuje się jebaną fałszywą francą.
ZNOWU, w dodatku.
Jak w miłości się układa jak w bajce - mój "brat" smęci o samotności,
Kiedy mój brat poznaje cudownego faceta, u mnie robi się pochmurnie.
Coś za coś? Inaczej ten świat nie potrafi funkcjonować? Ja pierdolę.