Dziś dwanaście godzin w pracy. Najpierw 6-14, za chwilę 7-11. Cierpię na bezsenność albo po prostu zaburzenia rytmu snu. W sobotę wstałam o 4.30, dzisiaj zresztą też, a w niedzielę położyłam się spać o 4.30.
Jem mało lub wcale. Niedobrze mi, gdy zaczynam posiłek i kończy się zwykle tym, że nie daję rady nawet z połową talerza.
W dodatku okropnie boli mnie gardło.
W tym tygodniu nie mogę się jednak poddać. 40 godzin pracy i pierwszy tydzień nowego semestru. Okazuje się, ze wszystkie moje przedmioty są łączone z Masters students, a więc sila rzeczy są trudniejsze. Poza tym muszę wykonać peer review do magazynu filozoficznego, który przejmuję jako redaktor naczelny za kilka.miesięcy. Pięć esejów do niedzieli.
Wszystko musi być idealnie. Jak zawsze.
W Sheffield mamy już wiosnę. Przebiśniegi i krokusy <3.