Już nie wiem gdzie popełniam błędy.Może poprostu wyjebac na to i analizować wszystko wyłącznie na podstawie rachunku strat i zysków?Ale nw czy potrafiłabym choćby tak żyć.Nie wiem jak daleko można pogłebiać swoje nienawiści,ale moje mają się całekiem nieźle.
Wgl to moje paranoje też mają się zajebiście dobrze.
Wszystko ma sie tak dojebanie dobrze.
He czyżby akt małej,tyciej,znikomej...desperacjii?
Może naprawdę mnie nie ma?Nigdy nigdy nie było?
Skoro nic nie osiągnełam,nie wyrażam siebie w taki sposób aby poczuć satysfakcję i radość z bycia,można nazwać mnie trupem.Jak dużo istnieje takiego ścierwa?
To jak stanie się kimś kto bał się tego że może taki zostać.
Czasem potrzebuje jakiegoś małego oświecenia,tylko umiem je przycmić,tak łatwo i krucho.
Podobno nie ma nic wspanialszego niż świadomość własnej śmierci.Pierdolenie.Kto na to wgl wpadł?-ja.
Wymuszam pozytywne zamykanie głowy,jakieś sztuczne szczęścia-po co? Bo jak sie nie zaakceptuje to nigdy nie schudne.Mam dość,męczy mnie to.
Nie mam nawet wyjść z kim na dwór.
Nikogo nie obwiniam.Coś sprawiło że zostałam zanużona w wodach depresyjnego,Styksu.A może skakałam na główkę?
The Raconteurs - Steady as she goes
Jack White <3
Więc nadchodzimy znowu.
Znalazłeś sobie przyjaciółkę, która dobrze Cię zna,
ale cokolwiek zrobisz,
zawsze będziesz się czuł jak gdybyś się pomylił i upadł.