Teraz, kiedy to czytacie... Kenek i Benek jadą właśnie swoimi samochodami dostawczymi do Szczecina po śledzie...
Żeby Was nie trzymać w niepewności, powiem Wam, że przyszedł czas na opisanie mojej zabawy z dzieciństwa.
Zabawa w Kenka i Benka jadących samochodami ciężarowymi po śledzie, paprykarze szczecińskie i inne rybki była moją najbardziej ulubioną zabawą, w którą bawiłem się wspólnie z moją Maminką.
Dlaczego wymyśliłem taką zabawę? Powiem szczerze, że nie pamiętam... ale! Jeść ryby uwielbiałem od dziecka. Do tej pory pamiętam śledzie i karpia przygotowane przez Babcię i Dziadka z Janowa Lubelskiego. Kiedy byłem mały, czyli jakieś kilkanaście lat temu uwielbiałem również paprykarza szczecińskiego, który w tamtym czasie był zdecydowanie lepszy od tego dzisiejszego.
W tamtym okresie miałem też dwa malutkie samochody dostawcze - zabawki, którymi wyobrażałem sobie moją podróż po ryby do Szczecina. Podczas zabawy udawałem, że siedzę w jednym z tych samochodów i wspólnie z Mamą opowiadaliśmy o krajobrazach i rzeczach, które mijaliśmy podczas podróży.
Oprócz opowiadania pamiętam również, że wielokrotnie jeździłem palcem po mapie Polski (Atlas był granatowy, a na pierwszej stronie był sputnik??!? i Ziemia) Patrzyłem, którędy prowadzi droga z Lbn do Szczecina...
Hmm...do tej pory nie potrafię sobie przypomnieć dlaczego Ci moi wyimaginowani kierowcy nosili imiona Kenek i Benek.
Pamiętam też dokładnie, że zawsze Kenek i Benek dojeżdżali do Szczecina o zmroku... i tam zostawali na noc, czekając na załadunek ryb, by z samego rana ruszyć z powrotem do do domu - do nas. Nie była to typowa zabawa do poduszki... potrafiliśmy się w nią bawić o każdej porze dnia. Wtedy byłem jedynakiem...
... ale już za kilka lat później urodził się mój brat i kiedy podrósł, zacząłem bawić się z nim w tę samą zabawę. I wiem, że jest to jego zabawa dzieciństwa!!!
Tym razem rozbudowaliśmy zabawę, a bawiliśmy się w nią tylko przy wspólnej kolacji. Siadaliśmy wieczorem, robiliśmy kanapki z cebulą i zaczynaliśmy fantazjować. Kenek i Benek mieli "bazę" w naszej kuchni, która stanowiła część wielkiej fabryki... Jako starszy brat robiłem młodszemu kanapki - po jednej dla każdego z nas. Kiedy kanapka się "kończyła", Kenek z Benkiem "ruszali" do Szczecina, zawsze z innym zamówieniem. Kiedy byli w drodze ja robiłem kanapki i rozmawialiśmy o różnych rzeczach związanych z działalnością naszej fabryki, a kiedy przyjeżdżali z powrotem, z towarem w samochodach, kanapki były gotowe. Kierowcy udawali się na odpoczynek i zawsze przed snem zamawiali sobie pizze... A my potrafiliśmy się bawić tak długo, aż cały chleb został zamknięty.
Ciekawy jestem, czy moja córkę uda mi się namówić do tej zabawy...
zredagował: K.E.W.I.N.