Wczoraj:
Wziełam H. na jazdę. Miała taki niemiłosierny zamuł,że nie mogłam jej upchać. W stępie na początku spoko, całkiem żywo ale później katastrofa....o galopie to już nawet nie było mowy. skoczyłam 2 razy . raz z kłusa, drugi z kłuso galopu;p za pierwszym razem to 30 cm krzyżak dla siwej miał 130cm ;p Ale stara się kobył . to chyba jedyna rzecz jakiej się nauczyła będąc w rocznym "treningu" ...
Chciałam wziąć Alice ale tak jej wychodzi masakrycznie sierść w tylu miejscach,że bałam się żeby jej nie poobcierać,także tylko ją wylonżowałam . Później puściłam ją na trawe .
Stwierdziłam z Gjyzoniem,że wypuścimy reszte na trawsko niech się z godzinke popasą. I to był błąd ;p Zaczeły tak szaleć,brykać i wgl ,że więcej zryły niż zjadły. Jak już się ogarnęły to chciałyśmy je zaprowadzić do stajni, ale szanowne panie ani myślały to robić. Zaczęły uciekać , brykać i biegać w te i z powrotem po padoku;p Jakoś udało się je zabrac;p
Dzisiaj:
Padało w związku z czym miałyśmy w planach ogarnąć siodlarnie,po czym okazało się ,że ciekawsze jest ustawianie czworoboku ;p Zrobiłam mojej solenizantce torcik marchewkowo jabłkowy :) zaśpiewałyśmy jej stoo lat ;p chciałyśmy też wypastować ogłowia ale już brakło czasu ;p
A oto filmik z wczorajszego kalecznego skakania;p